11. styczeń 2010

 

PIERWSZE SINIAKI

   By spotkać się z przeciwnikami z Płocka nasz zespół musiał wpierw przebyć 280km w najgorszych możliwych warunkach drogowych. Pomimo zamieci śnieżnych, (znany przesadnie bezpiecznej jazdy) pan Mikołaj trzymał niespotykanie szybkie tempo, wprawiając niektórych zawodników w lekki niepokój. Na szczęście nasz doświadczony driver dowiózł nas na miejsce godzinę przed czasem, dając zespołowi dłuższą chwilę na rozprostowanie nóg, posiłek, oraz możliwość obejrzenia niezwykle emocjonującego pojedynku ligi kobiecej. Ja jako osoba z praktycznie zerową wiedzą na temat obecnego poziomu kobiet, sądzę, że to musiał być mecz dwóch mocnych klubów juniorek.
   Pomimo bardzo słabego stanu, oraz wyposażenia szatni zostaliśmy niezwykle ciepło przywitani przez osobę odpowiedzialną za imprezę.
   Na hali zgromadziła się gromadka wiernych kibiców uzbrojonych w bęben, oraz syrenę, dając wrażenie zalążka prawdziwej publiczności. Na szczęście byliśmy przygotowani na taką okoliczność przywożąc ze sobą laureatkę konkursu na najlepszego kibica ZSR CKP, wybraną spośród tysięcy zgłoszeń we wcale nie fikcyjnym losowaniu, Joannę Krukowską, która gorąco dopingowała swoją kochaną drużynę nawet w najtrudniejszych momentach.
   Powracając do samego spotkania. Dojlidom udało się narzucić swoje tempo w początkowych minutach. Wyrywając piłkę  błyskawicznie przenosili ją na druga połowę zdobywając punkty z kontr ataku. Gospodarze widząc wynik 11 do 2 dla gości wzięli czas by poukładać grę. Postanowili zmienić dominujący wzrostowo skład na niższych, szybszych obrońców. Wyniki było widać od razu. Pech chciał, że dyspozycja rzutowa naszych graczy obwodowych była wprost proporcjonalna do pogody, innymi słowy Tomek Filipczuk, oraz Marcin Biranowski byli "ice cold" zza linii 6.25. Nie odczuwając praktycznie żadnego zagrożenia z dystansu, obrona strefowa gospodarzy zaciśniała się jeszcze bardziej wokół graczy podkoszowych, wykluczając ich praktycznie przez całe spotkanie. Jednak problemy z przewinieniami zdobytymi dzięki takiej obronie pozwalały nam odrabiać stracone punkty na linii osobistych. Ostatecznie pierwsza kwarta spotkania zakończyła się prowadzeniem gospodarzy. Płock był wystarczająco wyszkolony by skutecznie obcinać się na zasłonach, trafiając z dystansu, a przewaga fizyczna pod koszem wystarczała by zamieniać zebrane piłki na punkty. Ten aspekt gry wraz z 10 stratami w całej pierwszej połowie, dawał do zrozumienia gościom, że wygrana oddala się coraz bardziej.
   W trzeciej kwarcie Dojlidy postanowiły jednak wykorzystać obusieczny miecz jakim jest przewaga fizyczna gospodarzy. Walcząc ambitnie w obronie Tomek Filipczuk wykradał piłki podczas długich podań, umilając nawet widowisko długim podaniem do Maćka Bałabucha, który wie jak efektownie zakończyć kontr atak. Ogólnie ambitna postawa najmłodszych w zespole "Ełczaków" pozwalała narzucić Dojlidom ich własny styl gry przez większość drugiej połowy. Niestety, doświadczeni zawodnicy Płocka wiedzieli kiedy trzeba wziąć na siebie grę. Pomimo dosyć dobrej obrony dziurawili raz po razie rzutami z dystansu, trzymając wynik w bezpiecznej odległości. Największą zasługę miał w tym zawodnik z numerem 5 trafiając cztery razy z rzędu, w tym rzut z ósmego metra wraz z końcową syreną powiększając przewagę Płocka na 16 oczek.
    Można by było gdybać "co by było gdyby" nasi snajperzy też mieli dobry dzień z dystansu. Niestety taki jest sport, i za to się go kocha. Nasza drużyna, wraz z trenerem, uznała to spotkania za dość przyzwoite, szczególnie obrona, która daje nam nikłą nadzieje na lepsze jutro.

Czytaj również artykuł w serwisie Gazeta.pl: kliknij.

KS Mon-Pol Płock vs UKS Dojlidy Białystok 101:85

Punkty KS Mon-Pol: wkrótce...
Punkty Dojlidy: wkrótce...